Lekcja historii w Phnom Penh

Epicentrum zmian

Podróżując po Kambodży trudno zapomnieć o jej bolesnej historii. Czuć jej oddech na plecach. Najpierw zbombardowana przez Stany, potem wyniszczona przez reżim Czerwonych Khmerów. To wciąż jeden z najbiedniejszych krajów świata. Który obecnie jest w fazie dynamicznego i intensywnego rozwoju. To przyciąga zagranicznych inwestorów, rozwijają się kolejne sektory gospodarki, pojawiają nowe możliwości. Klasa średnia zaczyna się bogacić i zyskiwać na znaczeniu. Rosną dysproporcje społeczne, korupcja jest wszechobecna. Znany scenariusz  powtarzającysię w wielu miejscach. Kambodża chętnie przyjmuje cudzoziemców. Sporo tu takich, którzy szukają swojego miejsca na ziemi. Jedni pracują jako nauczyciele, inni w międzynarodowych korporacjach lub wszelkiego rodzaju NGO. Niektórzy decydują się założyć własny biznes – najczęściej hostel lub knajpę.

 

Po drodze z Kampot do stolicy czytamy „Uśmiech Pol Pota”, tak by mieć więcej wiedzy historycznej i trochę więcej zrozumieć. To taka książka, którą trzeba co jakiś czas odłożyć, bo już przytłacza i ma się dosyć. Po chwili jednak sięga się po nią ponownie, bo nie daje spokoju. Patrzysz na palmy mijane po drodze, na kolorowe domki na palach, na krowy, którym wyłażą kości i zastanawiasz się, jak to możliwe, że właśnie w tym miejscu nagromadziło się tyle zła. Skąd się ono wzięło?

Khmerski Nowy Rok

Przyjeżdżamy akurat na końcówkę Khmerskiego Nowego Roku. Miasto jest opustoszałe, senne. Większość mieszkańców wyjechało na obchody do swoich rodzinnych prowincji lub na plażę. Ignorujemy nagabywania tuktukarzy i idziemy przed siebie. Nowe miejsce nas nie zachwyca. Nie potrafimy znaleźć w nim uroku. Trudno się chodzi ulicami, jeszcze gorzej przechodzi na ich drugą stronę. Na szczęście szybko znajdujemy znośne miejsce na nocleg w Blue Home Villa II przy ulicy nr 184, kilkaset metrów od Królewskiego Pałacu. Za 8 USD mamy całkiem porządny pokój z łazienką i wiatrakiem. Na dodatek pan nam dla ochłody włącza na pół godziny klimę za każdym razem, gdy wracamy. Nie przeszkadza nam nawet tupot małych nóżek zasuwających po naszym suficie. Śmiejemy się, że to pewnie małe kotki.

 

Wieczorem wychodzimy na rozpoznanie miasta. Pod rozświetlonym Pałacem Królewskim panuje piknikowa atmosfera. Całe rodziny siedzą na rozłożonych chustach i kocach. Dzieci ganiają się z piskiem między kolejnymi grupkami. Wszędzie pachnie jedzenie – grillowane szaszłyczki, gotowana kukurydza i inne warzywa. Dochodzimy do rzeki, przy której ciągnie się dość długi bulwar. Po drugiej stronie liczne knajpki. Z ciekawości do nich zaglądamy, ale odrzucają nas ceny. W środku rozbawione, jasnoskóre towarzystwo.

Skręcamy w boczną uliczkę. Tam liczne bary zachęcają niską ceną piwa, ale nie przyciągają wystrojem ani atmosferą. Nie wyczuwamy tu dobrej energii. W końcu kupujemy piwo w sklepie i idziemy nad rzekę. Mijamy rodzinę rozkładającą się do snu w hamakach i młode dziewczyny w towarzystwie dojrzałych panów z bardziej szczęśliwego świata zachodu. Siadamy na murku i gapimy się na światła miasta po drugiej stronie rzeki.

 

Co trzeba zobaczyć w Phnom Penh

Następnego dnia wybieramy się do słynnego Tuol Sleng nazywanego również S-21. Kiedyś była to zwykła szkoła średnia, dziś jest symbolem okrutnego ludobójstwa. To właśnie tu Czerwoni Khmerzy urządzili Więzienie Bezpieczeństwa. Szacuje się, że w trakcie 4 lat reżimu od 1975-1979 więzionych tam było ok. 17.000 osób. Przeżyło jedynie 12. Stosowano tu najbardziej wymyślne tortury, aby każdy z więźniów przyznał się do zarzucanych mu czynów. Wizyta w tym miejscu to trudne przeżycie, ale też punkt obowiązkowy pobytu w Kambodży.

Jako pierwsze uderza nas samo położenie dawnego więzienia. W środku miasta, przy ulicy, która się niczym nie wyróżnia. Niepokoi jedynie drut kolczasty oplatający mury. Po przejściu przez bramę wchodzi się na spory dziedziniec. Można przysiąść tu na ławeczce w cieniu palmy. Wystarczy przymknąć oczy i można sobie wyobrazić roześmiane dzieci wybiegające na przerwę. Obecnie panuje tu cisza. Turyści w skupieniu przechodzą między budynkami. Starają się zrozumieć historię. Dowiedzieć się, skąd wzięło się zło i w jaki sposób zawładnęło tym niewielkim krajem do tego stopnia, że wymordowano 1/5 narodu? Dlaczego świat po raz kolejny odwrócił się plecami? Milczał, nie reagował, nie ruszył na pomoc?

 

 

Jądro zła

Samo muzeum jest dość oszczędne w przekazie. Surowe sale wypełnione obrazami i rycinami przedstawiającymi sceny z życia więzienia, narzędzia tortur, przymusową pracę. Zostały tu jedynie zardzewiałe łóżka. Na ścianach i podłodze można dostrzec ślady krwi. Rzędy czarno białych fotografii tysięcy osób, których życie zakończyło się w tym miejscu. Niektóre sale podzielone są na mniejsze cele – można tu dotknąć ścian, drzwi, sprawdzić, czy uda się wyprostować ramiona. To przytłaczające, ale ważne miejsce. Warto odwiedzić je, będąc w Kambodży. Zatrzymać się, pomilczeć, wsłuchać w szept historii.

W trakcie naszej wizyty w jednym z budynków miała miejsce wystawa na temat przymusowych ślubów w latach rządów Czerwonych Khmerow. Reżim zmuszał do małżeństwa osoby sobie obce, często nakłaniał do przemocy. Część tych par wciąż jest razem, choć przyznają, że oprócz wspólnie przeżytych lat oraz dzieci niewiele ich łączy. Zostali pozbawieni prawa do własnego wyboru, miłości. Okaleczeni przez państwo, które nie widziało w nich ludzi. Czy dożyjemy kiedyś dni, kiedy takie historie nie będą miały miejsca na tym świecie?

 

Tuol Sleng nas przytłoczyło. Przejście całości zajęło nam ok. 3 godzin i naprawdę zmęczyło nas zarówno fizycznie i psychicznie. Na tyle, że nawet nie zauważyliśmy, że na dziedzińcu siedzi Chum Mey – jeden z nielicznych, którzy przeżyli więzienie. Minęło tyle lat, a on codziennie wraca do tego miejsca swojego koszmaru i sprzedaje książki, żeby utrzymać siebie i rodzinę. Aż nie chce się wierzyć, że nie otrzymuje żadnej pomocy od państwa. Choć i tak jeszcze bardziej nie mieści się w głowie, że oprawcy przez wiele lat żyli w spokoju, nie ponosząc żadnych konsekwencji swoich zbrodni, a nawet często zajmując ważne stanowiska. A sam Pol Pot zmarł w niewielkiej wiosce w Tajlandii, zapewne z tym swoim słynnym uśmiechem na ustach.

 

Chcesz dowiedzieć się więcej o Kambodży? Zajrzyj tutaj:

Jak śliwki w Kampot

Potęga Angkoru

 

Post został przygotowany na laptopie marki

Brak komentarzy

Sorry, the comment form is closed at this time.