co zrobić i zobaczyć w Nikaragui

Co zrobić i zobaczyć w Nikaragui

Kilka faktów na początek

 

O Nikaragui słyszeliśmy wiele dobrego z kilku rożnych źródeł. Większość pozytywnych opinii możemy potwierdzić, ale zaskoczyły nas dwie rzeczy. Pierwsza z nich to ceny – wcale nie jest aż tak tanio. Na pewno ktoś, kto wjeżdża z Kostaryki odczuje sporą różnicę. Owszem, łatwo znaleźć tu miejsce, gdzie najesz się po uszy za niecałe dwa dolary, a na deser za kolejne dwa dolary kupisz sobie na lokalnym targu ogromną papaje i 3 nieduże ananasy. Trochę inaczej jest już z noclegami – w tym także z kempingami. Co jeszcze nas zdziwiło? Liczba turystów. Wśród licznych za zachwytów powtarzało się, że to kraj niezadeptany, poza turystycznym szlakiem. Cóż… chyba czasy trochę się zmieniły.

Nikaragua świetnie się wpasowuje w potrzeby wielu podróżujących osób. Można tu znaleźć wulkany, świetne warunki do surfowania lub wypoczywania na wybrzeżu, urocze, kolonialne miasteczka i serdecznych ludzi. Ma opinię znacznie bezpieczniejszej od Hondurasu czy Salwadoru, jest tańsza niż sąsiednia Kostaryka, a jej klimat zdecydowanie bardziej sprzyja osobom łaknącym słońca niż w Gwatemali. Jak na nasze oko ten kraj przeżywa właśnie turystyczny boom. I pewnie jeszcze trochę to potrwa, patrząc na liczbę wyrastających tam jak grzyby po deszczu turystycznych biznesów. Jak pewnie sporo mądrali zauważy nasze zdziwienie numer jeden jest ściśle związane z numerem dwa, także radzimy się spieszyć.

Co zrobić i zobaczyć w Nikaragui?

 

Volcano boarding

Absolutny hit! No bo gdzie jeszcze możecie zjechać na desce z aktywnego wulkanu? Cerro Negro (Czarny Szczyt) nie jest zbyt wysoki – ma zaledwie 713 m. Zdążycie się jednak rozpędzić! W Leon znajdziecie masę agencji, które zabierają tam grupy na kilkugodzinne szaleństwo. A naszą relację możecie przeczytać tutaj.

 

Spacer po dachu katedry w Leon

Skoro już wspomnieliśmy o Leon, warto się tam zatrzymać na dłużej! To urocze, kolonialne miasto otoczone wulkanami dawniej było bastionem opozycji wobec dyktatury klanu Somozy. Do tej pory niektóre mury noszą ślady po kulach, a w samym centrum warto odwiedzić Muzeum Rewolucji, gdzie usłyszycie opowieści o krwawej przeszłości z pierwszej ręki. Największą atrakcją jest tu jednak imponująca, biała katedra. A dokładniej jej dach. Można sobie tam spacerować pomiędzy kopułami i obserwować życie miasta z góry. Bardzo fotogeniczne miejsce. Wstęp: 3 USD.

 

co zrobić i zobaczyć w Nikaragui

 

A jeśli w Leon zrobi się Wam zbyt duszno i gorąco, możecie skoczyć w ramach orzeźwienia na plażę w Las Penitas. To idealne miejsce na kilkudniowy relaks i bujanie w hamaku. Można tu tez zacząć swoją przygodę z surfowaniem. Zaledwie 20 km od miasta.

 

 

Zachód słońca na wulkanie Telica

Nikaragua sama ochrzciła się krainą jezior i wulkanów. Jednym z najsłynniejszych z nich jest Telica. Niewysoki – zaledwie 1061 m n.p.m, ale bardzo aktywny. Ostatni raz wybuchł w maju 2015 r. Kiedy się ściemni, w otchłani krateru można zobaczyć żarzącą się lawę. Bardzo lubimy wspinać się na wulkany, ale tym razem wybraliśmy drogę na skróty i sporą część trasy przejechaliśmy samochodem wyboistą i kamienistą drogą. Bez napędu 4×4 moglibyśmy mieć tam problem. Z naszego parkingu na szczyt mieliśmy już tylko godzinę łatwego podejścia. Krater Telici jest sporych rozmiarów i robi duże wrażenie.  Do tego jego strome ściany nie są w żaden sposób zabezpieczone. Każdy może podejść tak blisko, na ile mu rozsądek pozwoli.

co zrobić i zobaczyć w Nikaragui

co zrobić i zobaczyć w Nikaragui

 

Wulkan nie dał nam się jednak podziwiać w pełnej krasie i skrywał swoje wdzięki w chmurach siarki. Po chwili przeszliśmy na punkt widokowy, aby obejrzeć zachód słońca. Tam spotkaliśmy innych turystów, którzy przyjechali wycieczkami z Leon. Widoki były rzeczywiście rewelacyjne! Niestety, trochę mniej spektakularnie prezentowała się lawa, kiedy wróciliśmy zajrzeć do krateru po zmierzchu. Udało nam się dostrzec czerwone punkciki, słyszeliśmy pomruki i bulgotanie wulkanu, ale oczekiwania były trochę większe.

 

co zrobić i zobaczyć w Nikaragui

 

Największej adrenaliny dostarczył nam powrót do samochodu. Zanim się obejrzeliśmy, większość grup zaczęła już schodzić. Zostaliśmy sami z naszymi czołówkami, w których akurat wypadałoby zmienić baterie. Za wiele nie widzieliśmy. Na szczęście udało nam się dogonić kilka osób – w tym sympatyczną parę z Polski! Wszyscy turyści wrócili terenówkami do Leon, a my spędziliśmy noc pod wulkanem, dzięki czemu rano mieliśmy znakomite widoki do kawy! A to wszystko kosztowało nas całe 3 USD od osoby (taka opłata pobierana jest za wejście na teren wulkanu, za wycieczkę z biurem niestety płaci się sporo więcej).

 

Zajrzeć do rozżarzonego wnętrza wulkanu Masaya

Jeśli komuś zależy na tym, aby zobaczyć lawę (a nawet całe bulgoczące jezioro lawy), powinien wpisać na swoją listę wulkan Masaya. Stojąc przy krawędzi krateru można odnieść wrażenie, że jest się u bramy piekieł. Człowiek pokornieje, widząc takiego potwora. Nic dziwnego, że dawniej uważano wulkan za boga i w porze suchej składano w ofierze dzieci oraz dziewice, aby przyspieszyć upragnione opady deszczu. Najprawdopodobniej nie były to jedyne ciała pochłonięte przez wulkan. Wieść głosi, że pod koniec swojej brutalnej dyktatury Somoza wysłał helikoptery, aby zrzuciły politycznych więźniów na pożarcie bestii.

 

Tak jak wulkan zrobił na nas spore wrażenie, zdecydowanie mniej podobała nam się organizacja całego parku. W ciągu dnia wejście na jego teren kosztuje jakieś 3 USD. Niewiele osób jednak decyduje się na taką opcję. Jak tu wypatrzeć lawę przy dziennym świetle? Po 16 cena wstępu znacznie rośnie – trzeba za taką przyjemność zapłacić 10 USD. Chętnych jest sporo, więc najpierw musimy poczekać na swoją kolej w sznurze samochodów. W międzyczasie można też wyskoczyć i zobaczyć muzeum.

Kiedy już dojedziecie na parking przy samym kraterze, macie jedynie jakieś 10 minut na swoje tête-à-tête z wulkanem. W prostym wyliczeniu wychodzi, że 1 minuta warta jest 1 dolara. Całkiem się ten wulkan ceni. Oczywiście, ta krótka chwila wystarczy na to, by przebiec z jednego punktu widokowego na drugi i zrobić kilka fajnych zdjęć. Czy tak wyobrażamy sobie obcowanie z potęgą natury? Raczej nie… Bardziej to wygląda na styl: przyjechać, zaliczyć, zobaczyć. Jakby nam się to nie podobało, nie zmienia to faktu, że ten wulkan jest naszym zdaniem całej tej zabawy warty.

 

Granada

Kolonialna perełka Nikaragui. Niska zabudowa, zadbane kamienice o kolorowych fasadach i dachach pokrytych czerwoną dachówką, imponująca katedra w charakterystycznym żółtym kolorze, przestronne place, gdzie można chwilę odpocząć od palącego słońca, urokliwe patia. Jest tu deptak z prawdziwego zdarzenia, a po obu jego stronach można znaleźć restauracje, bary, butikowe hotele i hostele. Ceny zdecydowanie wyższe niż w innych częściach kraju, w wielu miejscach podawane są w dolarach.

co zrobić i zobaczyć w Nikaragui

 

Sporo tu klimatycznych miejsc i zaułków, nic dziwnego że miasto jest wręcz oblegane przez turystów. Spokojnie można zatrzymać się tu na kilka dni, tak aby poszwendać się, znaleźć ulubioną kafejkę na lody i kawę. Przejść się promenadą przy brzegu jeziora – wieczorem to jedno z miejsc spotkań mieszkańców. Koniecznie trzeba zobaczyć panoramę miasta z wieży dzwonniczej kościoła La Merced. Warto też wybrać się na lokalny targ, aby odkryć drugie oblicze Granady. Cały misterny porządek znika, pojawia się hałas, nawoływania sprzedawców i setki stoisk z najróżniejszymi towarami.

co zrobić i zobaczyć w Nikaragui

 

Granada nas zauroczyła, choć jej turystyczne serce jest dla nas jednak zbyt wymuskane. Zdecydowanie bardziej przypadły nam do gustu obdrapane w niektórych miejscach ściany Leon. Te dwa miasta rywalizowały ze sobą od zawsze – najpierw o status stolicy, obecnie o zainteresowanie turystów. Brak wzajemnej sympatii wynika też z różnic politycznych. Granada to ostoja konserwatystów, a Leon znany jest jako rewolucyjny bastion Nikaragui.

 

Laguna de Apoyo

Jeżeli już dość będziecie mieli miasta, zaledwie pół godziny od Granady znajdziecie malownicze jezioro w kraterze wygasłego wulkanu – Laguna de Apoyo. Otoczona zielonymi górami i tropikalną roślinnością jest idealnym miejscem na chwilę wyciszenia i spokoju. Oczywiście, poza weekendem, kiedy lokalne knajpki tętnią życiem, całe rodziny wystawiają się z krzesełkami, hamakami i panuje jeden wielki piknik. Łatwo jednak uciec od zgiełku i znaleźć miejsce tylko dla siebie. Nawet jeżeli traficie nad jezioro w wyjątkowo wietrzny dzień, warto się wykąpać. Woda jest ciepła i przyjemna.

 

Nam w tym miejscu w zupełności wystarczyła 1 noc. Znajdziecie tu kilka nie najtańszych hoteli i hosteli. Jeżeli szukacie czegoś bardziej budżetowego, polecamy Estación Biólogica. Mają kilka dormów (jakiś pokój prywatny chyba też), można też u nich kempingować (zarówno w samochodzie jak i namiocie). Nie jest to nasze ulubione miejsce, ale na ich plus możemy powiedzieć, że dbają o okoliczną naturę i zajmują się rannymi zwierzakami.

 

Ometepe

Ometepe jednych zachwyca, dla innych okazuje się sporym rozczarowaniem. My nie mieliśmy zbyt dużych oczekiwań, szczególnie że nasz czas był mocno ograniczony. Samochód zostawiliśmy na parkingu przy promie, a samą wyspę eksplorowaliśmy przez dwa dni w azjatyckim stylu – na skuterze. Mnie od początku zafascynowało brzmienie samej nazwy, która w języku Nahuatl oznacza dwie góry. Nie jest to nic odkrywczego, wystarczy jedno spojrzenie na wyspę jeszcze z promu. To co od razu rzuca się w oczy to wierzchołki dwóch wulkanów – Concepción i Maderas. Ich szczyty często skrywają się w chmurach, ale i tak są imponujące, szczególnie ten pierwszy o stromych zielono-brązowych zboczach. I choć nie możemy powiedzieć, że Ometepe nas zachwyciła, za te widoki gigantów sporo jej wybaczymy.

Granada nas zauroczyła, choć jej turystyczne serce jest dla nas jednak zbyt wymuskane. Zdecydowanie bardziej przypadły nam do gustu obdrapane w niektórych miejscach ściany Leon. Te dwa miasta rywalizowały ze sobą od zawsze – najpierw o status stolicy, obecnie o zainteresowanie turystów. Brak wzajemnej sympatii wynika też z różnic politycznych. Granada to ostoja konserwatystów, a Leon znany jest jako rewolucyjny bastion Nikaragui.

 

Wydaje mi się, że największym problemem wyspy jest to, że jej sława trochę ją przerosła. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że kiedyś było to idealnie spokojne miejsce, gdzie można odciąć się od świata, poczuć zew przygody na wyboistych, kamienistych drogach i wziąć prysznic pod ukrytym w dżungli wodospadem. I to niby wciąż jest, nikt tego nie zabrał, nie zaorał. Tyle że turystów jest tu teraz sporo i wszyscy jadą w te same miejsca. Po południu niewielki cypelek Punta Jesus Maria, który słynie z najładniejszych zachodów słońca, zapełnia się po brzegi. Wszyscy tłoczą się w poszukiwaniu najlepszych ujęć, przepychają się, wchodzą sobie niemal na plecy. Dla nas cały urok i magia znika. A jeszcze trzeba dodać, że za całą tę zabawę należy jeszcze zapłacić. Niby to tylko 1 USD, ale szczerze mówiąc, lepiej to zainwestować w piwo i znaleźć sobie spokojniejsze miejsce.

Granada nas zauroczyła, choć jej turystyczne serce jest dla nas jednak zbyt wymuskane. Zdecydowanie bardziej przypadły nam do gustu obdrapane w niektórych miejscach ściany Leon. Te dwa miasta rywalizowały ze sobą od zawsze – najpierw o status stolicy, obecnie o zainteresowanie turystów. Brak wzajemnej sympatii wynika też z różnic politycznych. Granada to ostoja konserwatystów, a Leon znany jest jako rewolucyjny bastion Nikaragui.

 

To samo tyczy się wodospadu San Ramon – kolejnej flagowej atrakcji wyspy. Prowadzący do niego szlak tonie w gęstej zieleni. Gdzieś tam unosi się lekka mgiełka, czasem lekko popada. Jest uroczo. Sama kaskada? Pfff… Ładna, ale delikatnie mówiąc, szału nie ma. Może to też kwestia tego, że jesteśmy trochę wybredni, bo w trakcie tej podróży widzieliśmy kilkanaście fajniejszych i nie do końca jesteśmy obiektywni. Gdybyśmy trafili w takie miejsce sami (jak na przykład do wielu wodospadów w Belize), pewnie pialibyśmy z zachwytu. Niestety, było trochę inaczej. Do kolejnej atrakcji wyspy  – krystalicznego oczka wodnego, Ojo de Agua – nawet nie dojechaliśmy. Po pierwsze, popsuła nam się pogoda, po drugie nie mieliśmy ochoty oglądać kolejnych turystów, po trzecie szkoda nam było tych kilku dolarów za wstęp za coś, co mogłoby się okazać kolejnym rozczarowaniem, szczególnie w porównaniu z cenotami w Meksyku.

Jednym z najlepszych naszych momentów na wyspie był przejazd z Altagracia do Moyogalpa zapomnianą, wyboistą drogą, na której rzeczywiście nie spotkaliśmy prawie nikogo oprócz kilku uśmiechniętych mieszkańców, a do tego jechaliśmy cały czas z widokiem na piękną sylwetkę wulkanu Concepción. Podsumowując, to nie jest tak, że nie podobało nam się Ometepe. Uważam, że wyspa naprawdę ma swój urok. Po prostu nasze wrażenia popsuły tłumy. To słowo to pewna przesada, bo widzieliśmy wiele bardziej zatłoczonych miejsc. Nie zmienia to jednak faktu, że było tam dla nas za dużo turystów.

 

 

W naszej relacji z Ometepe jest też pewnie trochę naszej winy. Mówiąc szczerze, przy wybieraniu noclegu poszliśmy na łatwiznę i zarezerwowaliśmy sobie nocleg blisko głównego portu w Moyogalpa. Sam hostel, la Casa de Dona Jacque, był tani (10 USD za dwójkę) i przyjemny – z kuchnią, wifi i udało nam się od razu wynegocjować od nich dobrą cenę na wynajem skutera. Trochę jednak brakowało mu klimatu – hamaczków z widokiem (mają, ale można z nich pooglądać ulicę), zieleni… Takich miejsc na wyspie jest sporo – wystarczy trochę poszukać. Z drugiej jednak strony nasz pobyt na wyspie był krótki i intensywny. Do bazy zjeżdżaliśmy zazwyczaj dość późno a opuszczaliśmy ją wczesnym rankiem, żeby zobaczyć jak najwięcej, także i tak nawet za bardzo byśmy nie skorzystali z przyjemniejszych okoliczności przyrody.

 

Popoyo

To chyba nasze ulubione miejsce na wybrzeżu Nikaragui. Najłatwiej dojechać tu z Rivas. Po kilku kilometrach asfalt się kończy. Wyboista, szutrowe droga prowadzi do szerokich plaż ciągnących się kilometrami. Co jakiś czas ciekawe formacje skalne. W niektórych z nich formują się nawet niewielkie, naturalne baseny. Piękne zachody słońca. Kilka świetnych miejscówek dla surferow – zarówno dla początkujących jak i dla tych, którzy już coś potrafią. Miłośnikom imprez i głośnego życia może się tu jednak nie spodobać. To raczej miejsce dla tych, którzy wolą wsłuchać się w szum fal. Do najbliższego sklepu daleko. Raptem kilka knajp i barów. Nam się spodobało.

 

Jeżeli chodzi o noclegi, polecamy niewielkie i klimatyczne Los Cocos prowadzone przez sympatycznego Włocha. Wyluzowany, surferski klimat, piękna plaża na wyciągnięcie ręki. Czasami tylko trochę wieje za bardzo (chyba słabi z nas będą surferzy). A jeśli już będziesz w okolicy, sprawdź też El Gigante. Tam też można znaleźć bardzo fotogeniczne formacje skalne.

 

Punkt widokowy na San Juan del Sur

W samym San Juan del Sur spędziliśmy zaledwie kilka godzin (w sportowym barze, bo akurat był mecz Barcelony). To typowy, nadmorski kurort – tłoczny deptak, wiele hoteli, zawyżone ceny. Trudno poczuć tu klimat Nikaragui. Sporo osób może Wam nawet powiedzieć, że najlepiej to miasto ominąć. I możecie tak zrobić, pod warunkiem że wpadniecie choć na chwilę na ten punkt widokowy.

co zrobić i zobaczyć w Nikaragui

 

 

Plaże Marsella i Maderas

Obie plaże znajdują się w odległości zaledwie kilku kilometrów od San Juan del Sur, także nie ma co się oszukiwać, że turystów będzie tu niewielu. Ta pierwsza jest mniejsza i zdecydowanie mniej tłoczna. To taka niewielka zatoczka, gdzie woda chyba zawsze jest spokojna. Uważajcie tylko na rzekę, bo ponoć można spotkać w niej krokodyle… Nie sprawdzaliśmy na własnej skórze, ale wierzymy miejscowym. Przy plaży jest kilka lokalnych restauracji i barów.

co warto zrobić i zobaczyć w Nikaragui

 

Plaża Maderas jest zdecydowanie bardziej popularna. Codziennie przyjeżdżają tu busiki zapełnione surferami i deskami. To najlepsze miejsce na naukę, więc trudno się dziwić. Momentami jest jednak odrobinę zbyt tłoczno, hałaśliwie i wesoło (oczywiście, zależy od upodobań). Na szczęście plaża ta jest na tyle długa, że łatwo jest znaleźć spokojniejsze i bardziej odludne miejsce. Szeroka, ładny piasek i ciekawe formacje skalne. Warto przyjechać tu choćby na fantastyczny zachód słońca. Jeżeli miejscówka przypadnie Wam do gustu, w okolicy działa kilka hosteli. Można też spać przy plaży w samochodzie lub namiocie. Uważajcie jedynie na wartościowe rzeczy, bo niestety zdarzają się kradzieże.

co zrobić i zobaczyć w Nikaragui

 

Wydaje się, że to całkiem długa lista, ale to wciąż zaledwie część ciekawych miejsc, które warto zobaczyć w Nikaragui. Na pewno będziemy jeszcze chcieli kiedyś tam wrócić – tym razem, aby zobaczyć bardziej środek kraju oraz wybrzeże karaibskie i przede wszystkim rajskie wyspy Litlle Corn Islands. Może ktoś z Was ma jakieś polecenia? Jeśli tak, koniecznie się podzielcie!

 

Planujesz podróż po Ameryce Centralnej? Zajrzyj też tutaj:

Co zobaczyć w Salwadorze

Co zobaczyć w Gwatemali

 

Post został przygotowany na laptopie marki

 

 

 

 

 

Brak komentarzy

Skomentuj